Rozmowa z amerykańskim aktorem Danielem McVicarem, znanym przede wszystkim z serialu „Moda na sukces”, w którym zagrał Clarke’a Garrisona. Daniel McVicar zagrał także u boku zmarłej niedawno Anny Przybylskiej w polskim filmie pod tytułem „Bilet na księżyc” w reżyserii Jacka Bromskiego.
Zagrałeś niedawno w filmie polskim, jak wspominasz ten projekt?
– Kiedy kilka lat temu wyprowadziłem się z Hollywood do Europy. Od zawsze szukałem ciekawych projektów filmowych, przy których mógłbym pracować. Film Jacka Bromskiego był właśnie takim ciekawym projektem. Byłem bardzo szczęśliwy, że mogłem w tym filmie zagrać. Kiedy tylko przeczytałem jego scenariusz, byłem do niego bardzo entuzjastycznie nastawiony.
W tym filmie zagrałeś ze świetnymi polskimi aktorkami Kasią Śmiechowicz i Anną Przybylską. Jak wspominasz pracę z nimi?
– W większości pracowałem z Kasią. Przyznaję szczerze, że praca z obiema paniami była samą przyjemnością. Ania była nie tylko piękna, ale bardzo utalentowna i obowiązkowa. Profesjonalizm na najwyższym poziomie i wielka uroda to wspaniała mieszanka!
Te komplementy płyną od prawdziwego eksperta urody kobiecej, prowadziłeś bowiem trzy konkursy Miss Europy. Czy Polki są ładne?
– Nie uważam się za lepszego eksperta kobiecej urody niż każdy przeciętny mężczyzna. Ale na pewno ta uroda kobieca podtrzymuje szybki rytm męskich serc. Polki są bardzo piękne, moja babcia była jedną z nich! I była bardzo urodziwą kobietą. Moi pradziadkowie byli emigrantami z Polski.
Znasz język polski?
– Spędziłem kilka dni w Warszawie, która jest bardzo pięknym miastem. Jadłem tam w bardzo dobrych restauracjach. Nauczyłem się mówić po polsku „dziękuję”, „chłopiec” i „dzieci. Tego ostatniego słowa używali często moi rodzice, kiedy rozmawiali ze sobą i chcieli, abyśmy niekoniecznie wiedzieli o czym mówią.
Jaką rolę zagrałeś w filmie Jacka Bromskiego „Bilet na księżyc”?
– Prokuratora z Amerykańskich Sił Powietrznych, który zmaga się z wieloma problemami i stara się jakoś z nich wybrnąć, a przy okazji chce postępować zgodnie z prawem i nie narażać się na niebezpieczeństwo.
Jaka jest różnica pomiędzy pracą przy amerykańskim a polskim filmie?
– Proces tworzenia polskiego filmu jest bardzo podobny do amerykańskiego filmu niezależnego. Każdy ma ogromną pasję i daje z siebie wszystko co najlepsze.
Wolisz grać w serialach czy w filmach długometrażowych?
– Jestem bardzo szczęśliwy, że mieszkam w Europie, gdzie gram w filmach i miniserialach. Ale one się szybko kończą… Dlatego lubię grać w filmach pełnometrażowych, wyświetlanych w kinach.
Nie tęsknisz za Hollywood i swoją córką Missi, która ciągle mieszka w Stanach Zjednoczonych?
– Jestem zajęty filmową produkcją i życiem rodzinnym. W przyszłości chciałbym uczyć aktorstwa w którejś z prestiżowych szkół we Włoszech. Jestem też zaangażowany w różne projekty europejskich filmów niezależnych, zarówno we włoskie, jak i w angielskie. Jestem też bardzo zajęty życiem rodzinnym, mam wspaniałą drugą żonę Virginię i synka Pietro, który rośnie jak na drożdżach i jest naprawdę czarujący. Z moją córką Maisy widujemy się tak często jak możemy. Ona mieszka w Nowym Jorku i jest szefową kuchni w jednej z restauracji na Manhattanie. Ma także duszę artystytczną, pisze piosenki i śpiewa.
Rozmawiała: MARLENA DUDZIŃSKA [Nowy Dziennik]